Wszyscy zbierali się do wyjścia.
Sakura postanowiła pomóc Shikamaru w sprzątaniu. Zbyt wiele wypił, żeby
poradzić sobie samemu. „Mam zbyt miękkie
serce” stwierdziła wchodząc do salonu po pożegnaniu ostatnich gości.
Chwyciła pięć pustych szklanek po
piwie i powędrowała do kuchni, aby tam je zostawić i wrócić po kolejną porcję brudnych
naczyń. Przekraczała akurat próg kuchennych drzwi, kiedy wpadła na tego,
którego tak się obawiała.
- Sasuke?- musiała zadrzeć głowę do
góry, aby móc spojrzeć mu w twarz- myślałam, że już poszedłeś.
- Zaprowadziłem Lee do łazienki,
wymiotuje.
- Muszę zanieść miskę Shikamaru- zaczęła
idąc w kierunku łazienki- on i Lee pili równocześnie, a to Lee- nałożyła nacisk
na jego imię- ma mocniejszy łeb.
- Rozumiem- uśmiechnął się obracając
za Sakurą.
„Czy
on musi wyglądać tak sexy?!” w duchu
zaczęła krzyczeć.
Od zawsze się jej podobał. Od zawsze
za nim szalała, a teraz kiedy wyleczyła się z tego uczucia on wrócił i wyglądał
niczym Adonis. Te jego przenikające spojrzenie; mięśnie, które odznaczały się
pod czarnym golfem. Wszystko doprowadzało ją do szału!
Przestała rozmyślać o Sasuke, kiedy
weszła do łazienki i zobaczyła Rocka Lee klęczącego przy muszli klozetowej i
oddającego wszystko, co zjadł i wypił przez cały wieczór. Od samych odgłosów
zaczęło ją naciągać. Szybko chwyciła miskę i wybiegła zanim dołączyłaby do
przyjaciela.
Oparła się o ścianę vis-
à- vis drzwi do łazienki.
„Dzięki bogu tutaj mnie nie widzi” ucieszyła się, że korytarz, w
którym stała nie był widoczny z salonu. Przynajmniej ominęła ją żenująca sytuacja,
kiedy to Uchiha Sasuke – najprzystojniejszy mistrz świata w Karate Kyokushin,
widział ją stojącą z miską na korytarzu i do tego z mdłościami.
Wyprostowała się i
powędrowała do sypialni gdzie Shikamaru leżał na skraju łóżka, na brzuchu, z
głową zwisającą ku podłodze. Nie zastanawiając się specjalnie miskę położyła
zaraz pod twarzą mężczyzny.
„Jest tak wstawiony, że nie będzie w stanie nawet podnieść głowy.”
- I jak?- usłyszała za
plecami męski głos. Tak, ten jego sexy głos też wyprowadzał ją z równowagi.
„Opamiętaj się!!” pouczała samą siebie.
- Na razie śpi- spojrzała
na Shikamaru- ale za niedługo zacznie wymiotować- znała ten schemat. Ile razy
do szpitala przychodzili ludzie taszcząc za sobą nieprzytomnych od przepicia przyjaciół.
Oczekiwali natychmiastowej pomocy, jednak Sakura była nieugięta. Jeśli
wyczuwała puls u takowego pacjenta nie podawała mu żadnych kroplówek, od
których mógłby wytrzeźwieć. Po co? Żeby znów mógł zacząć pić? Jedyne, co
nakazywała to przynieść pielęgniarce miskę na wymioty. Pacjent musiał trzeźwieć
sam, a jego kompani siedzieli na korytarzu w małych niewygodnych fotelach, w
których nie mogli się wyspać nawet odrobinę.
Następnego dnia pacjent
znajdował przy łóżku rachunek za zajmowane przez siebie miejsce, za które
musiał zapłacić. W końcu, kiedy on trzeźwiał do szpitala mógł trafić ktoś, kto
naprawdę potrzebował miejsca. Czy się kiedyś tak zdarzyło? Oczywiście. Jednak
miejsca nigdy nie brakowało.
Tsunade, rzecz jasna,
wiedziała o wszystkim. W końcu jakby nie było Sakura była jej wychowanką.
- Nadal się ze mną nie
przywitałaś- spojrzał na nią z zawadiackim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Ręce miał schowane w kieszeniach spodni.
„W końcu muszę to zrobić” starała się przemóc. Zrobiła krok w kierunku bruneta, który
wyciągnął ręce z kieszeni i rozłożył ramiona do uścisku z różowłosą.
Ponownie nie było im dane
się ze sobą przywitać. Tym razem przerwał im odgłos wymiocin Shikamaru,
lądujących w misce.
- Przynajmniej trafił do
miski- rzuciła Haruno, która na widok rzygającego przyjaciela zaczęła dostawać
mdłości. Wyminęła Uchihe i wyszła z pokoju. Stanęła na korytarzu, ponownie
opierając się o ścianę, starała się dojść do siebie.
- Wszystko w porządku?- Sasuke
wyszedł zaraz za nią. Uśmiech znikł mu z twarzy.
„Cały czas za mną łazi!” denerwowała się. Gdyby go nie było, zapewne pobiegła by do wolnej
łazienki i tam zwróciłaby całą zawartość żołądka. A tak… musiała się
powstrzymywać. W końcu zrobienie sobie wstydu przed dawną miłością nie było
efektem pożądanym.
- Odwiozę cię do domu- rzucił
podchodząc bliżej Sakury.
- Nie!- odskoczyła na bok-
jutro przyjeżdżają Kankurō i Gaara. Nie mogą przyjechać do takiego chlewu. Nie
chcę, żeby z tego powodu Shikamaru miał przykrości- zaczęła się tłumaczyć,
powoli kierując się w stronę salonu.
- Kankurō i Gaara to chyba
tacy sami faceci jak on, prawda?- zdziwił się słowami Haruno- istnieje coś
takiego jak męska solidarność.
- Nie kiedy twoja żona ma
dwóch braci, którzy za tobą nie przepadają.
Przystanął.
- No tak, to zmienia
postać rzeczy.
Nie czekając aż Sasuke ją
dogoni weszła do salonu. Przeraziła się. Nic, dosłownie nic, nie zrobiła od
momentu wyjścia gości. Zaniosła jedynie kilka szklanek do kuchni. Zachciało się
jej płakać. Rano musiała wstać, miała dyżur, a tymczasem musiała uporać się z
bałaganem panującym po imprezie.
Mogłaby to zostawić tak
jak było. Jednak to nie było w jej stylu.
- Pomóc ci?
- Nie- rzuciła od razu. Nie
chciała, aby kręcił się przy niej dłużej. Miała już dość jego obecności. „Niech on sobie idzie!!” krzyczała w
duchu zrozpaczona tym, że jest sam na sam z tym, który kiedyś ją skrzywdził.
Odgoniła od siebie bolesne
wspomnienia z przed kilku lat i wzięła się za sprzątanie ze stołu.
- Możesz odwieźć Lee do
domu?- spytała lekko nie spoglądając nawet na bruneta- bracia Temari nie muszą
widzieć skacowanego przyjaciela swojego szwagra, żeby wieszać na nim psy- weszła
do kuchni, aby po chwili wrócić po kolejną porcję naczyń.
- Jasne- zmieszał się
lekko, odczuwając jak chłodno potraktowała go Haruno- a ty jak wrócisz do
siebie?.
- Zamówię taksówkę, jak
tylko skończę tu sprzątać- wciąż na niego nie patrzyła.
Bez słowa poszedł do
łazienki, w której dogorywał Rock Lee. Po chwili wyszedł z nim uwieszonym na
ramieniu, gdyż sam nie był w stanie zrobić jednego kroku.
- Wypiłeś za dużo, stary- rzucił
taszcząc za sobą przyjaciela.
- Sasuke- wybełkotał Lee- cieszę
się, że wróciłeś- zaczął łkać- Sakura- chan była taka nieszczęśliwa bez ciebie.
Z wrażenia na te słowa
upuściła szklankę, która roztrzaskała się o kuchenne kafelki.
- Sakura, wszystko
porządku?- usłyszała przestraszony głos Sasuke.
- Tak, w jak najlepszym- wydukała
pomimo guli jaką miała w gardle.
- Sakura- chan- wymamlał pijany
brunet. Chciał do niej iść.
- Nic z tego stary- Uchiha
trzymał go twardo w miejscu- pogadasz sobie z nią jak wytrzeźwiejesz.
„Dzięki, Sasuke!” krzyknęła w duchu, z ulgą.
Po niespełna godzinie
wszystko miała posprzątane. Głównie dzięki temu, że Nara mieli zmywarkę, do
której zmieściła się większość brudnych naczyń. To co zostało, czyli same
szklanki, umyła pod bieżącą wodą. Resztki jedzenia z imprezy przełożyła na
jeden talerz, owinęła folią spożywczą i włożyła do lodówki. „Śniadanie dla Shikamaru” uśmiechnęła
się. Z szafki wyciągnęła kubek z jego imieniem, który dostał od żony na
urodziny, włożyła do niego torebkę herbaty i posłodziła czterema łyżeczkami
cukru. „Alkohol wypłukuje cukier.
Szybciej dojdzie do siebie jak wypije ją bardzo słodką” dodała jeszcze
jedną łyżeczkę. Nalała wody do czajnika.
Jej praca nareszcie się
skończyła. Zadzwoniła po taksówkę, którą wreszcie pojedzie do domu i odpocznie
przed dyżurem.
Na lodówce znalazła magnes
z notesikiem kartek i długopisem, wyrwała jedną i napisała na niej wiadomość
dla Shikamaru.
„Wstawaj!
Twoi szwagrowie niedługo tu będą.
Sprzątnij tą miskę rzygowin.
Przewietrz mieszkanie.
W kuchni przygotowałam Ci herbatę.
Jest słodka – MASZ WYPIĆ!
W lodówce są resztki – zjedz jak
wypijesz herbatę.
Pamiętaj o kwiatach dla Temari.”
Na bezdechu weszła do
sypialni gdzie unosił się fetor wymiocin. Szybko nastawiła budzik na godzinę
siódmą trzydzieści, położyła przy nim kartkę z instrukcjami dla przyjaciela, po
czym pospiesznie wyszła. Chwyciła klucze Temari wiszące na garderobie w
przedpokoju i zamykając za sobą drzwi wyszła z domu przyjaciół. Będzie się z
nią widziała w szpitalu, więc tam jej odda jej własność.
Odwróciła się oczekując
czekającej nań taksówki. Zamiast tego pod domem stał Sasuke, opierający się o
czarnego kabrioleta, Chevroleta Corvette Convertible. Na ganku paliło się
światło załączane przez czujnik znajdujący się nad drzwiami, przez co widział
zdziwienie na twarzy Sakury.
- Podwieźć panią?- uśmiechnął
się zawadiacko.
- Gdzie taksówka?- to
jedyne co mogła z siebie wykrztusić.
- Zapłaciłem facetowi i
pojechał sobie- wytłumaczył- wsiadaj.
„Chyba nie mam wyboru. Jakoś do domu muszę trafić.”
Otworzył jej drzwi niczym
gentelman, poczekał aż wsiądzie, zamknął drzwi i powędrował na swoje miejsce za
kierownicą.
- Dzięki za podwiezienie- rzuciła
gdy jechali główną drogą miasta. Ze strachu nie potrafiła wybąkać nic więcej.
Sasuke miał ciężką nogę przez co nawet nie wolała spoglądać na prędkościomierz.
- Cała przyjemność po
mojej stronie- uśmiechnął się, zmieniając biega na wyższy.
- Mógłbyś trochę zwolnić,
czuję jak moje wnętrzności przeciskają się przez kręgosłup- wykrztusiła w
końcu.
Zwolnił, co bardzo ją
ucieszyło. Nie tylko dlatego, że nie czuła już dyskomfortu narządów po drugiej
stronie kręgosłupa, ale też że nie szpanował szybkim samochodem jak robili to
inni faceci.
Uśmiechnął się.
- Co cię tak bawi?- zdziwiła
się widząc uśmiech bruneta.
- Nigdy nie lubiłaś
szybkiej jazdy- rzucił wchodząc w zakręt na obwodnice.
- Cóż- zaczęła z
oburzeniem- kiedyś bo się bałam, a teraz bo wiem czym to grozi. Widziałam
wystarczająco dużo ofiar wypadków samochodowych, żeby stwierdzić, że szybka
jazda NIE jest fajna.
- Tak pamiętam, zawsze
panikowałaś- uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Tak, a ty za każdym
razem robiłeś to samo- rzuciła nerwowo- temat skończony, nie mamy o czym
rozmawiać- rzuciła spoglądając na oświetlone miasto.
Nie chciała rozmawiać o
tym, co było kiedyś. Nie miała najmniejszego zamiaru wracać do tych bolesnych
wspomnień.
- Nadal mieszkasz tam
gdzie kiedyś?- spochmurniał po jej ostatnim zdaniu.
- Tak- odpowiedziała.
- Jeszcze raz dzięki za
podwiezienie- rzuciła chcąc wyjść z samochodu.
- Sakura- zaczął,
zaciskając ręce na kierownicy- przepraszam za to co ci zrobiłem.
Znieruchomiała na chwilę.
- Za późno, Sasuke- powiedziała
w końcu- o jakieś osiem lat.
Wysiadła. Zamknęła za sobą
drzwi i nie oglądając się za siebie weszła do domu.
0 .:
Prześlij komentarz