2010/11/26

#008 - Okrutna obojętność

- Jak wyszło USG?- spytała zaczepiając swoje stażystki wychodzące z gabinetu. Nie odpowiedziały nic, spuściły głowy- nie- przeraziła się. Wyminęła podopieczne i wbiegła do sali. Na łóżku leżała Karin, płakała. Obok łóżka, na krześle, siedziała doktor Sayuki, trzymając Karin za rękę.
Sakura zakryła dłonią usta starając się powstrzymać łzy. Radziła sobie ze śmiercią swoich pacjentów, nie raz w końcu ktoś umierał jej na stole, ale z nienarodzonymi dziećmi było zupełnie inaczej. Przecież ta mała istotka nigdy nikomu nie wyrządziła krzywdy, za co zasłużyła sobie na śmierć? Czym zawiniła?!
Nie mogąc spojrzeć na ból Karin wyszła, zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie. Teraz pozwoliła, aby łzy płynęły swobodnie, spuszczając głowę. Przyuważyła przed oczami parę sportowych butów marki Puma. Domyśliła się, że to Sasuke.
- Popytałem się pielęgniarek gdzie znajdę Karin- powiedział łagodnie.
Nie miała zamiaru być przy tym jak się dowie o śmierci dziecka przyjaciółki.
- Sakura?- zdziwił się- ty płaczesz? Co się stało?
Nie podnosząc głowy odeszła.
Uchiha przez chwilę stał i zastanawiał się, co powinien zrobić. Wejść do sali, w której leżała Karin czy może pobiec za Haruno. Zdecydował się jednak pobiec swoją byłą.
- Sakura zaczekaj.
- Zostaw mnie!- rzuciła ostro, nie odwracając się nawet do niego.
- Nie, nie zostawię!- odpowiedział równie ostro.
Zaczęła iść coraz szybciej chowając ręce do kieszeni szpitalnego fartucha. Skręciła do magazynku, na drzwiach, którego widniała tabliczka „TYLKO DLA PERSONELU SZPITALA” miała nadzieję, że chociaż tego zakazu przestrzeże i nie będzie dalej za nią szedł.
Szedł za nią nerwowym krokiem, chcąc dowiedzieć się, co takiego się stało, że płakała. Jej łzy to była jedna z rzeczy, której nie potrafił przeboleć. Ani przed ośmioma laty. Ani teraz, kiedy łudził się, że będzie chciała do niego wrócić po tym, co zrobił.

Skręciła do drzwi, na których była tabliczka oznajmiająca o tym, że wejść mogą tylko pracownicy szpitala. Nie specjalnie się tym przejął i zamierzał tam wejść. Z korytarza po lewej stronie dobiegło go krótkie „hej”.
- Nie wpieprzaj się, bo ci poprawię- rzucił złowrogo widząc stażystę Haruno, któremu złamał nos kilkanaście minut wcześniej. Bez zawahania nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Podszedł do stojącej przy oknie Sakurze.
- Wyjdź stąd- wymamrotała niewyraźnie, przez łzy, które spływały do jej ust- nie masz prawa tutaj być.
- Jakbyś nie zauważyła nie specjalnie mnie to obchodzi- rozłożył żartobliwie ręce w geście nieporadności- co się stało?- spytał z troską.
- Nic.
- No tak rozumiem- zaczął żartobliwie- wspaniały powód do płaczu.
- Nie drwij ze mnie!- łzy zaczęły płynąć jeszcze rzewniej.
- Uspokój się- zrobił krok bliżej, z jego twarzy znikł złośliwy uśmiech.
- Nie podchodź!- krzyknęła przez łzy.
Zatrzymał się w miejscu.
- Co się stało?- ponownie troska rozbrzmiała w jego głosie.
Zapanowała chwila ciszy, którą przerwała Sakura.
- W moim zawodzie śmierć jest nieunikniona- zaczęła trzęsąc się- nie ma możliwości, żeby lekarz przeszedł przez życie nie tracąc pod skalpelem chociażby jednego pacjenta- urwała.
Przeraził się, czyżby Karin... nie wiedział czy ma wybiec czy słuchać dalej, co ma do powiedzenia różowłosa.
Rozwiała jego wątpliwości ponownie otwierając usta.
- Traciłam już pacjentów. Umierali na moim stole lub po operacjach. Zdarzyło się nawet, że ktoś nie dożył operacji- spoglądała na ulicę miasta poprzez szpary w żaluzjach- ale dlaczego, do cholery, moja pacjentka musiała stracić dziecko?!- schowała twarz w dłonie.
Podszedł bliżej i przytulił ją mocno do siebie.
- To nie twoja wina- domyślił się, że to nie Karin zmarła, a jej nienarodzone dziecko. Pomimo iż był mu przykro z tego powodu czuł się zobowiązany pozostać przy Haruno.
- Naprawdę wiele potrafię znieść- chwyciła jego koszulkę na wysokości mostka- mój umysł jest wyprany na wiele szkód, które mnie nie ruszają. Ale czym do cholery zawiniło światu do dziecko, że musiało umrzeć- rozpłakała się na dobre powoli osuwając się na podłogę, ciągnąc za sobą bruneta. Oparł się o ścianę pod oknem, Sakura natomiast usiadła pomiędzy jego nogami opierając ciężar ciała na jego torsie. Wciąż kurczowo trzymała się jego koszulki, jakby miał jej zaraz uciec. Jakby miał ją zostawić samą z tym głupim smutkiem, spowodowanym utratą dziecka Karin. Przecież ona jej nawet dobrze nie znała, dlaczego tak jej szkoda tego maleństwa. Minął prawie kwadrans, kiedy oboje siedzieli bez słowa wciąż w tej samej pozycji- bóg jest niesprawiedliwy- wyszeptała uspokajając się trochę.
- Jest- zawtórował upajając się bliskością jej ciała- jest niesprawiedliwy.
Zostawił ją przed ośmioma laty, w dość tchórzliwy i okrutny sposób. Wrócił i naraził się jej krytykując jej sposób bycia lekarzem... a mimo to trzyma ją w ramionach szczęśliwy, że taka okazja nadarzyła się szybciej niż by przypuszczał. Bóg był niesprawiedliwy skoro po tym wszystkim pozwolił mu na jej bliskość. Chociaż, cieszył się z tej niesprawiedliwości.
Szkoda tylko, że nastąpiło to w takich okolicznościach. Szczęście w nieszczęściu.
- Powinnam iść- powiedziała, jednak nie odsunęła się od niego, wciąż kurczowo trzymała się jego koszulki.
- Chyba tak- odpowiedział obojętnie, w głębi duszy krzycząc „nie”.
Jednak żadne z nich się nie poruszyło. Sakura się nie podnosiła, a Sasuke wciąż ją obejmował.
- Możesz mnie już puścić- rzuciła.
- Nie trzymam cię- podniósł ręce na wysokość głowy- moje rączki są tutaj- uśmiechnął się zawadiacko.
Podniosła się, odpychając powoli od Sasuke.
- Muszę iść do Karin- zaczęła wstając i poprawiając kilt- teraz, kiedy straciła dziecko mogę zrobić rezonans magnetyczny, aby dowiedzieć się czy nie ma urazów wewnętrznych.
- Jak ty to robisz?- spytał nie podnosząc się z podłogi i patrząc na nią z zaciekawieniem w oczach.
- Jak robię co?- nie wiedziała dokładnie, o co chodziło brunetowi.
- Jeszcze jakieś dziesięć minut na samą myśl o tym, że Karin straciła dziecko rzewnie płakałaś- zaczął- a teraz tak po prostu wstajesz, poprawiasz się i mówisz o tym jak by cię to w ogóle nie obeszło.
- Jestem lekarzem- odpowiedziała dumnie zwracając wzrok ku Sasuke- moim obowiązkiem jest ratować ludzi i być odporną na ich cierpienia. Nie mogę zalewać się łzami za każdym razem jak jakaś kobieta straci dziecko, lub któryś z moich pacjentów zejdzie.
- Wiem, że taka powinnaś być- wstał- ale, cholera jasna, jeszcze przed chwilą ryczałaś jak dziecko. Skąd ta nagła zmiana?
- Doszło do mnie, że zachowałam się nieprofesjonalnie, zadowolony?
- Przy takiej tragedii potrafisz dojść do siebie w mniej niż kwadrans?- drążył nie zwracając uwagi na jej nerwowy ton.
- Po tym jak mnie zostawiłeś płakałam trzy godziny- krzyknęła- trzy godziny ciągłego zawodzenia, ale od tamtego czasu nie uroniłam z tego powodu ani jednej, nawet najmniejszej łzy- patrzyła na niego wzrokiem pełnym wściekłości, ale również i bólu- teraz po dziesięciu minutach przestałam płakać za nienarodzonym dzieckiem, które miało półtora centymetra. Jestem okrutna, wiem! Ale, cholera, to jest moja praca i nie mogę sobie pozwolić na słabości! Jestem lekarzem, muszę być twarda i zimna! Tak potrafię dojść do siebie po takiej tragedii w niecałe piętnaście minut!- wyszła trzaskając za sobą drzwiami.
Tym razem to ona podniosła głos na niego, broniła się. Był zbyt dociekliwy, drążąc temat coraz bardziej. Zasłużył sobie.
Skierowała się do dyżurki i od razu weszła do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą spoglądając na nią w lustrze.
- Mogłam zamknąć te cholerne drzwi na klucz- mruknęła do siebie.

Po dziesięciu minutach obmywania twarzy i doprowadzania się do porządku wyszła z dyżurki i zamawiając rezonans poszła do sali Karin.
Domyśliła się, że nie będzie sama, że będzie z nią Sasuke, starając się ją pocieszyć. Przybrała obojętną maskę chirurga, po czym dumnym krokiem weszła do sali, przeglądając kartę pacjenta.
- Zamówiłam rezonans, Karin- rzuciła wciąż zaglądając w kartę- powiadomiłam również pielęgniarkę żeby zadzwoniła do twojego chłopaka. Będzie tu za jakiś czas.
- Mogę cię prosić?- Sasuke zerwał się z krzesła i mocnym szarpnięciem wyprowadził przyjaciółkę za drzwi i zamknął je za nimi- po jaką cholerę, żeś to zrobiła?- oburzył się.
- To był mój obowiązek- spojrzała w mu w oczy surowym wzrokiem- był ojcem dziecka i miał prawo wiedzieć, że je stracił. Tak samo ma prawo wiedzieć, co sie dzieje z matką jego dziecka.
- Zostawił ją przez tą ciąże!- prawie krzyknął, powstrzymał się jednak gdyż nie chciał, aby Karin wszystko słyszała- skąd ten kaleki pomysł, że mu zależy?!
- A chociażby stąd, że zaraz tutaj będzie- odpowiedziała, wciąż obojętnym tonem- i to był mój przeklęty obowiązek, a nie chory wymysł. Przepraszam, ale moja pacjentka musi mieć zrobiony rezonans- wyminęła go i otwierając drzwi weszła do pomieszczenia Karin.
Trzy razy. W ciągu jednego dnia skakali sobie do gardeł aż trzy razy.

0 .:

Prześlij komentarz