- Jak wyszło USG?- spytała zaczepiając
swoje stażystki wychodzące z gabinetu. Nie odpowiedziały nic, spuściły głowy-
nie- przeraziła się. Wyminęła podopieczne i wbiegła do sali. Na łóżku leżała
Karin, płakała. Obok łóżka, na krześle, siedziała doktor Sayuki, trzymając
Karin za rękę.
Sakura zakryła dłonią usta starając
się powstrzymać łzy. Radziła sobie ze śmiercią swoich pacjentów, nie raz w
końcu ktoś umierał jej na stole, ale z nienarodzonymi dziećmi było zupełnie
inaczej. Przecież ta mała istotka nigdy nikomu nie wyrządziła krzywdy, za co
zasłużyła sobie na śmierć? Czym zawiniła?!
Nie mogąc spojrzeć na ból Karin wyszła,
zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie. Teraz pozwoliła, aby łzy płynęły
swobodnie, spuszczając głowę. Przyuważyła przed oczami parę sportowych butów
marki Puma. Domyśliła się, że to Sasuke.
- Popytałem się pielęgniarek gdzie
znajdę Karin- powiedział łagodnie.
Nie miała zamiaru być przy tym jak się
dowie o śmierci dziecka przyjaciółki.
- Sakura?- zdziwił się- ty płaczesz?
Co się stało?
Nie podnosząc głowy odeszła.
Uchiha przez chwilę stał i zastanawiał
się, co powinien zrobić. Wejść do sali, w której leżała Karin czy może pobiec
za Haruno. Zdecydował się jednak pobiec swoją byłą.
- Sakura zaczekaj.
- Zostaw mnie!- rzuciła ostro, nie
odwracając się nawet do niego.
- Nie, nie zostawię!- odpowiedział
równie ostro.
Zaczęła iść coraz szybciej chowając
ręce do kieszeni szpitalnego fartucha. Skręciła do magazynku, na drzwiach,
którego widniała tabliczka „TYLKO DLA
PERSONELU SZPITALA” miała nadzieję, że chociaż tego zakazu przestrzeże i
nie będzie dalej za nią szedł.
Szedł za nią nerwowym krokiem, chcąc
dowiedzieć się, co takiego się stało, że płakała. Jej łzy to była jedna z
rzeczy, której nie potrafił przeboleć. Ani przed ośmioma laty. Ani teraz, kiedy
łudził się, że będzie chciała do niego wrócić po tym, co zrobił.
Skręciła do drzwi, na których była
tabliczka oznajmiająca o tym, że wejść mogą tylko pracownicy szpitala. Nie
specjalnie się tym przejął i zamierzał tam wejść. Z korytarza po lewej stronie
dobiegło go krótkie „hej”.
- Nie wpieprzaj się, bo ci poprawię-
rzucił złowrogo widząc stażystę Haruno, któremu złamał nos kilkanaście minut
wcześniej. Bez zawahania nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia, zamykając
za sobą drzwi. Podszedł do stojącej przy oknie Sakurze.
- Wyjdź stąd- wymamrotała niewyraźnie,
przez łzy, które spływały do jej ust- nie masz prawa tutaj być.
- Jakbyś nie zauważyła nie specjalnie
mnie to obchodzi- rozłożył żartobliwie ręce w geście nieporadności- co się
stało?- spytał z troską.
- Nic.
- No tak rozumiem- zaczął żartobliwie-
wspaniały powód do płaczu.
- Nie drwij ze mnie!- łzy zaczęły
płynąć jeszcze rzewniej.
- Uspokój się- zrobił krok bliżej, z jego
twarzy znikł złośliwy uśmiech.
- Nie podchodź!- krzyknęła przez łzy.
Zatrzymał się w miejscu.
- Co się stało?- ponownie troska
rozbrzmiała w jego głosie.
Zapanowała chwila ciszy, którą
przerwała Sakura.
- W moim zawodzie śmierć jest
nieunikniona- zaczęła trzęsąc się- nie ma możliwości, żeby lekarz przeszedł
przez życie nie tracąc pod skalpelem chociażby jednego pacjenta- urwała.
Przeraził się, czyżby Karin... nie
wiedział czy ma wybiec czy słuchać dalej, co ma do powiedzenia różowłosa.
Rozwiała jego wątpliwości ponownie
otwierając usta.
- Traciłam już pacjentów. Umierali na
moim stole lub po operacjach. Zdarzyło się nawet, że ktoś nie dożył operacji-
spoglądała na ulicę miasta poprzez szpary w żaluzjach- ale dlaczego, do
cholery, moja pacjentka musiała stracić dziecko?!- schowała twarz w dłonie.
Podszedł bliżej i przytulił ją mocno
do siebie.
- To nie twoja wina- domyślił się, że
to nie Karin zmarła, a jej nienarodzone dziecko. Pomimo iż był mu przykro z
tego powodu czuł się zobowiązany pozostać przy Haruno.
- Naprawdę wiele potrafię znieść-
chwyciła jego koszulkę na wysokości mostka- mój umysł jest wyprany na wiele
szkód, które mnie nie ruszają. Ale czym do cholery zawiniło światu do dziecko,
że musiało umrzeć- rozpłakała się na dobre powoli osuwając się na podłogę,
ciągnąc za sobą bruneta. Oparł się o ścianę pod oknem, Sakura natomiast usiadła
pomiędzy jego nogami opierając ciężar ciała na jego torsie. Wciąż kurczowo
trzymała się jego koszulki, jakby miał jej zaraz uciec. Jakby miał ją zostawić
samą z tym głupim smutkiem, spowodowanym utratą dziecka Karin. Przecież ona jej
nawet dobrze nie znała, dlaczego tak jej szkoda tego maleństwa. Minął prawie
kwadrans, kiedy oboje siedzieli bez słowa wciąż w tej samej pozycji- bóg jest
niesprawiedliwy- wyszeptała uspokajając się trochę.
- Jest- zawtórował upajając się
bliskością jej ciała- jest niesprawiedliwy.
Zostawił ją przed ośmioma laty, w dość
tchórzliwy i okrutny sposób. Wrócił i naraził się jej krytykując jej sposób
bycia lekarzem... a mimo to trzyma ją w ramionach szczęśliwy, że taka okazja
nadarzyła się szybciej niż by przypuszczał. Bóg był niesprawiedliwy skoro po
tym wszystkim pozwolił mu na jej bliskość. Chociaż, cieszył się z tej
niesprawiedliwości.
Szkoda tylko, że nastąpiło to w takich
okolicznościach. Szczęście w nieszczęściu.
- Powinnam iść- powiedziała, jednak
nie odsunęła się od niego, wciąż kurczowo trzymała się jego koszulki.
- Chyba tak- odpowiedział obojętnie, w
głębi duszy krzycząc „nie”.
Jednak żadne z nich się nie poruszyło.
Sakura się nie podnosiła, a Sasuke wciąż ją obejmował.
- Możesz mnie już puścić- rzuciła.
- Nie trzymam cię- podniósł ręce na
wysokość głowy- moje rączki są tutaj- uśmiechnął się zawadiacko.
Podniosła się, odpychając powoli od
Sasuke.
- Muszę iść do Karin- zaczęła wstając
i poprawiając kilt- teraz, kiedy straciła dziecko mogę zrobić rezonans
magnetyczny, aby dowiedzieć się czy nie ma urazów wewnętrznych.
- Jak ty to robisz?- spytał nie
podnosząc się z podłogi i patrząc na nią z zaciekawieniem w oczach.
- Jak robię co?- nie wiedziała
dokładnie, o co chodziło brunetowi.
- Jeszcze jakieś dziesięć minut na
samą myśl o tym, że Karin straciła dziecko rzewnie płakałaś- zaczął- a teraz
tak po prostu wstajesz, poprawiasz się i mówisz o tym jak by cię to w ogóle nie
obeszło.
- Jestem lekarzem- odpowiedziała
dumnie zwracając wzrok ku Sasuke- moim obowiązkiem jest ratować ludzi i być
odporną na ich cierpienia. Nie mogę zalewać się łzami za każdym razem jak jakaś
kobieta straci dziecko, lub któryś z moich pacjentów zejdzie.
- Wiem, że taka powinnaś być- wstał-
ale, cholera jasna, jeszcze przed chwilą ryczałaś jak dziecko. Skąd ta nagła
zmiana?
- Doszło do mnie, że zachowałam się
nieprofesjonalnie, zadowolony?
- Przy takiej tragedii potrafisz dojść
do siebie w mniej niż kwadrans?- drążył nie zwracając uwagi na jej nerwowy ton.
- Po tym jak mnie zostawiłeś płakałam
trzy godziny- krzyknęła- trzy godziny ciągłego zawodzenia, ale od tamtego czasu
nie uroniłam z tego powodu ani jednej, nawet najmniejszej łzy- patrzyła na
niego wzrokiem pełnym wściekłości, ale również i bólu- teraz po dziesięciu
minutach przestałam płakać za nienarodzonym dzieckiem, które miało półtora
centymetra. Jestem okrutna, wiem! Ale, cholera, to jest moja praca i nie mogę
sobie pozwolić na słabości! Jestem lekarzem, muszę być twarda i zimna! Tak
potrafię dojść do siebie po takiej tragedii w niecałe piętnaście minut!- wyszła
trzaskając za sobą drzwiami.
Tym razem to ona podniosła głos na
niego, broniła się. Był zbyt dociekliwy, drążąc temat coraz bardziej. Zasłużył
sobie.
Skierowała się do dyżurki i od razu
weszła do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą spoglądając na nią w lustrze.
- Mogłam zamknąć te cholerne drzwi na
klucz- mruknęła do siebie.
Po dziesięciu minutach obmywania
twarzy i doprowadzania się do porządku wyszła z dyżurki i zamawiając rezonans
poszła do sali Karin.
Domyśliła się, że nie będzie sama, że
będzie z nią Sasuke, starając się ją pocieszyć. Przybrała obojętną maskę
chirurga, po czym dumnym krokiem weszła do sali, przeglądając kartę pacjenta.
- Zamówiłam rezonans, Karin- rzuciła
wciąż zaglądając w kartę- powiadomiłam również pielęgniarkę żeby zadzwoniła do
twojego chłopaka. Będzie tu za jakiś czas.
- Mogę cię prosić?- Sasuke zerwał się
z krzesła i mocnym szarpnięciem wyprowadził przyjaciółkę za drzwi i zamknął je
za nimi- po jaką cholerę, żeś to zrobiła?- oburzył się.
- To był mój obowiązek- spojrzała w mu
w oczy surowym wzrokiem- był ojcem dziecka i miał prawo wiedzieć, że je
stracił. Tak samo ma prawo wiedzieć, co sie dzieje z matką jego dziecka.
- Zostawił ją przez tą ciąże!- prawie
krzyknął, powstrzymał się jednak gdyż nie chciał, aby Karin wszystko słyszała-
skąd ten kaleki pomysł, że mu zależy?!
- A chociażby stąd, że zaraz tutaj
będzie- odpowiedziała, wciąż obojętnym tonem- i to był mój przeklęty obowiązek,
a nie chory wymysł. Przepraszam, ale moja pacjentka musi mieć zrobiony
rezonans- wyminęła go i otwierając drzwi weszła do pomieszczenia Karin.
Trzy razy. W ciągu jednego dnia
skakali sobie do gardeł aż trzy razy.
0 .:
Prześlij komentarz